Dzień 1
Drugi survival rowerowy za nami. Trzy dni minęły błyskawicznie a jednocześnie mamy wrażenie, że byliśmy w górach z tydzień 🙂 Ten wypad zaczął się nietypowo – mianowicie ja pojechałem autem przy okazji podrzucając córę na wakacje do Rabki Zdrój – reżyser (pseud. Andrzej) z konieczności wybrał transport PKS-em, co miało niemiłe konsekwencje (ból kolan i nieprzespana noc 🙂
6.20 Rabka Zdrój – odbieram Andrzeja z dworca PKS, wygląda jak chory i majaczy że mu zimno i że zaraz będzie padał śnieg:) Rzeczywiście chmury były dziwne jak na lipiec ale na szczęście nic z nich nie spadło. Dość sprawnie ok.9 docieramy do Sopotni Wielkiej i parkujemy furę w centrum przy wodospadzie 🙂 .Andrzej zaczął montować swoje bagaże do bika i po 2 godzinach rower zaczął przypominać MOTOR:)To był znak że czas ruszać. Na początek żółtym na Halę Miziową i odrazu ostro pod góre i pchanko motorów:)Pierwszy raz mieliśmy tak dociążone biki, do tego stopnia że sterowanie zostało mocno zaburzone. Pierwsze zjazdy i widzę że Andrzejowi tylne koło tańczy i konieczne jest kontrowanie lewarem. Powód był prosty – bagażnik na śledzie zamontowany na sztycy.U mnie natomiast bardziej dociążony był przód(śpiwór+dwie torby pod lewarem) ,to utrudniało mi sterowanie na technicznych zjazdach i drastycznie zmniejszyło promień skrętu. Biki-Motory na zjazdach leciały jak prawdziwe zjazdówki:)Problemy pojawiały się na podjazdach ale o tym później. Na Miziową dotarliśmy dość sprawnie i podobnie jak 5 lat temu skorzystaliśmy z tamtejszych specjałów z grilla – kaszanka,szaszłyk i oscypek – POLECAMY! Na 1300m npm dość silnie wiał zimny wiatr i szybko pognaliśmy czerwonym szczytowym na Rysiankę 🙂 Po drodze Andrzej zaliczył zupe lewą nogą. Pocieszałem go słowami :”Andrzeju nie denerwuj się, się wysuszy to się wykruszy” 🙂 Oby tego było mało za kilkaset metrów Andrzej odkrył awarie w swoim motorze. Marian coś się dzieje z tylnym XT Shadow – krzyczy! Jak się okazało w pośpiechu tuż przed wyjazdem Andrzej wpad na pomysł że wpakuje na góry Shadowa i źle ją zamontował 🙂 Naprawa trwała kilka minut i pojechaliśmy dalej.
Tuż przed Rysianką szlak mocniej pnie do góry. Tutaj pojawiły się pierwsze problemy u mnie. Stary Bomber którego wpakowałem na ten rok to całkiem fajny sprzęt jednak jest dość wysoki i na podjazdach miałem problemy z trakcją przedniego koła – na stromiznach odrywało się od ziemi non stop!Pod schronisko udało się jednak dotrzeć w siodle. Z widokiem na Tatry zasiedliśmy przy stole do obiadu. Andrzej próbował się nawet opalać ale wiatr mimo słońca dość znacznie chłodził. Od Rysianki zaczyna się żółty szlak do Ujsoł – mnóstwo widoków i non stop w dół. Po drodze przepiękne hale na których pasą się owce:)Pod Redykalnym Wierchem na hali o tej samej nazwie postanawiamy zanocować – godzina jeszcze niezbyt późna lecz zjeżdzanie z tej wysokości i szukanie noclegu we wsi nas nie rajcowało. Sceneria była piękna – obozowisko dość szybko urządziliśmy. Był tam garaż dla motorów z którego się przechodziło do WC,przed garażem był duzy taras a na nim namiot i miejsce na ognisko:)Dookoła nie brakowało suchych choinek w związku z czym ognisko płonęło do póżnych godzin wieczornych:) Na uroczystej kolacji nie zabrakło tradycyjnych przysmaków a mianowicie – śledzie,kabanosy,pomidory,oscypek i specjał z Włoch od Andrzeja mamusi – Whiskey made in Italy:) Powodów do świętowania było kilka – to był nasz 18 wypad w góry w ciągu 15 lat,odbiór budowlany chaty Mariana no i narodziny dzieciaków:)Ruda skutecznie nas rozgrzała i po kiełbasce z ogniska i zachodzie słońca szykowaliśmy się do spania. Obowiązkowe mycie ząbków(Andrzej nie umył),skok w mumie i mogłem liczyć owce,bo Andrzej odleciał po minucie i zaczął ciągnąć niezłą melodie:”hrrrrrr hrrrrrrr hrrrrr hrrrrrrr”.
Dzień 2
Drugi dzień zapowiadał się jeszcze lepiej – słonko zajrzało nam do namiotu około 6 rano a około 7 w czasie śniadania mieliśmy przemarsz stada owiec tuż przed naszym obozowiskiem – Andrzejowa karimata została zdeptana a komóra o mały włos nie pożarta 🙂 Jajecznica z boczkiem Mountain House dodała nam Powera, a raczej Turbo, bo bąki po liofilach są gigantyczne 🙂
Żółtym polecieliśmy więc w dół i tuż przed Ujsołami odbilismy na czarny na którym to Andrzej miał Crasha 🙂 Po wyjęciu go z jeżyn i wstępnym opatrzeniu ran poleciał dalej w dół i miał Crasha numer 2. Wniosek jest jeden – motor wymaga regulowanej sztycy, w którą Andrzej obiecał że się wyposaży za rok. W Ujsołach odwiedziliśmy cukiernie i zrobiliśmy tankowanie wody.Dalej kierowaliśmy się w górę na Rycerzową.Do bacówki postanowiliśmy dojechać czarnym gdyż w 100% da się nim wyjechać, choć jak dla fulli jest on wymagający.Pod bacówką na Rycerzowej jakiś zlot Hary Kriszna chyba był bo ludu niemiłosiernie dużo pod krzyżem na wzgórzu.Tutaj wciągneliśmy liofiloobiad i z Andrzejem na spółe jedno zimne piwo. Jak się póżniej okazało był to gwóźdź do trumny. Ja dostałem wypieków a Andrzej bólu brzucha 🙂 Podjazd na Rycerzową Wielką tuż przed samym szczytem pokonał nas. Tutaj miała miejsce druga andrzejowa awaria,a mianowicie po crashu poluzowały mu się stery i było podejrzenie że dalsza jazda może się zakończyć.Na szczeście wystarczyła szybka regulacja i polecieliśmy dalej granicznym czerwonym na Wielką Raczę. Ten szlak zasługuje na miano TOP10 najlepszych odcinków w POLISH MOUNTAIN 🙂 Należy go robić w tym właśnie kierunku – jest w 95%przejezdny z tendencją opadającą oczywiście,są szybkie gładkie odcinki,są także techniczne korzenie – dla mnie bajka 🙂
Napewno jeszcze tu zajrzymy, zwłaszcza że okolice Wielkiej Raczy są naprawdę piękne. Do schroniska dotarliśmy ok. 18 totalnie wypruci,Napewno jeszcze tu zajrzymy, zwłaszcza że okolice Wielkiej Raczy są naprawdę piękne. Do schroniska dotarliśmy ok. 18 totalnie wypruci, do tego stopnia, że potykaliśmy się o kamienie po zejściu z motorów. Ja chciałem lecieć dalej gdyż mieliśmy już opóźnienie ale Andrzejowi spodobała się miejscówka I namówił mnie na nocleg w cywilizowanych warunkach czyli w pokoju 8 osobowym 🙂 Schronisko ogólnie po lekkim tuningu – nasza ostatnia wizyta 5 lat temu pozostawiła niemiłe wspomnienia, natomiast tym razem zastaliśmy nowe materace I świeże koce. Była też ciepła woda I załapaliśmy się na ognisko, kiełbaskę I kieliszek cytrynówki swojej roboty:) Zlegliœmy grubo po 22…
Dzień 3
O 4,10 była już pobudka bo towarzysze z pokoju wstawali na wschód słońca Ja praktycznie nie zmrużyłem oka gdyż swąd I gorąc w pokoju nękały mnie całą noc. Nie pozostało nam nic innego jak dołączyć do grupki napałów I udać się na pobliską platformę w celu obserwacji wschodu słońca. Klimat jest niepowtarzalny I polecam każdemu, szczególnie że mieliśmy praktycznie idealną widoczność. Byłem w górach wielokrotnie ale wschód słońca o 4.50 widziałem pierwszy raz .
Po całej ceremonii wszyscy się rozpierzchli I od razu ruszyli na szlak. My też mieliśmy taki plan ale Andrzej zniknął w czeluściach piwnicy spuszczając balast, ja popijałem kawkę po śniadanku I przeglądałem mapę. Jak on wrócił to zrobiliśmy zmianę I ja poszedłem zużyć trochę białej taśmy. Miałem straszliwego farta, gdyż zaraz po wypróżnieniu się,zdążyłem jeszcze napełnić butle wodą i zakręcili H2O. No normalnie nie leciała ani kropla Rąk niestety nie umyłem ale Andrzej dowie się o tym czytajac ten tekst W koñcu zebraliœmy się jakoœ przed 8 rano I polecieliœmy w dół żółtym. Jest to droga dojazdowa do schroniska I naprawdę polecam ją jako najszybszy wjazd I najszybszy zjazd.Oj było szybko, momentami grubo ponad 50km/h szutremEndrju łapał niesamowite ujęcia bo było co nagrywaæ. W planie mieliœmy Przegibek I schronisko PTTK I dalej czym predzej chcieliœmy skracaæ I ciaæ do autaNiestety chwilowy poœpiech zaowocował dwkukrotnym pomyleniem szutrówek, przy czym ostatnia po błotnistym podejœciu nagle się skoñczyła I wylądowaliœmy w tzw. Czarnej D……. Przyznaje że miałem momenty zwątpienia gdy przedzieraliœmy się przez 2 metrowe choinki I po kolana w jeżynach!! Andrzej natomiast podjadał jagody I dzięki temu rozluŸniał atmosfere Na szczęœcie obraliœmy poprawnie kierunek.
I po ok.300metrach podejścia totalnie na dziko odnaleźliśmy stokówke, która doprowadziła nas do szczytowego granicznego szlaku. Okazało się że do schroniska mieliśy niecałe 5 minut Nagrodą na Przegibku był naleśniki oczywiście z jaogdami I zimne picie(jabłko z miętą. Zaoferowani pięknem otoczenia I podjarani atmosferą polecieliśmy zielonym niestety w złą stronę. Można było się tego spodziewaæ bo zjazd tym szlakiem był NIEZIEMSKI !!!! Polecam zielony z Przegibka do Rycerki Górnej PKS. Rasowy Singiel rodem z Californii !! Tu nagraliśmy najlepsze zjazdowe ujęcia Już na dole postanowiliśmy dodmuchaæ trochę opony I nadrobiæ stracony czas asfaltem. Niemal 30km pekło w nieco ponad godzine Po drodze zatrzymalismy się na lody w RajczyDalej wbijaliśmy siędo Złatnej I czarnym na Rysiankę. Ponoæ najlepsza I najszybsza droga dojazdu.W palącym słońcu powoli się wznosiliśmy. Podjazd czarnym rzeczywiście jest dość wymagający dla cieżkich fulli!Radośæ na Rysiance była duża zważywszy że mieliśmy kibica który nas pogratulował podjazdu.Gośæ widział nas już 2 dnia na Rycerzowej I na Rysiance spotkalismy się ponownie I wdaliśmy w gadkę o historii mtb I nie tylko Po sytym obiedzie(zdecydowaliśy że jemy wszystko co nam zostało) czekał na nas jedynie zjazd niebieskim do Sopotni do auta. Ostatnia panorama na Tatry I heja w dół. Jednak niebieski w połowie jest totalnie rozorany I strom przysparzał o wymioty, do tego stopnia że maxymalne obniżenie sztycy ledwo pomagało. Niżej był już asfalt gdzie padł jeszcze rekord predkości tego wypadu( bodajże 65km/h– na więcej nie starczyło przełożeń) I ostatnie kilometry asfaltowania momentalnie doprowadziły nas do auta. Styrani dośc mocno migiem zapakowaliśy klamoty I umywszy stopy zasiedliśmy wygodnie w fotelach.
Koniec
Pierwszy i ostatni raz pojechałem w góry PKS-em. Nie dość, że byłem niewyspany to na domiar złego karimata nie daje wielkiego komfortu… Dmuchaną poduszkę strawił ogień i to był znak, że należy się zaopatrzyć w coś porządnego!
Piter