XXXV Wyjazd staje się faktem! 23 lat wojaży w góry zobowiązuje: czekały nas 3 dni ostrego resetu od rzeczywistości – 165km czystego terenu i ponad 6000 metrów w pionie… Ekipa mtb.bieszczady.pl jest jak wino – im starsza tym lepsza! Zapaść na rynku używanych ram i wszędobylska drożyzna spowodowały, że od 2013 roku przesiadłem się z FULL-a na HT-ka. 40 lat na karku dało się odczuć szczególnie w kolanach po ostatnim zjeździe ze Stogu Izerskiego… Jak to mawiamy: „ALBO GRUBO ALBO WCALE!!!” Standardowo pierwszego dnia byliśmy w niedoczasie i bardzo późnym wieczorem dotarliśmy do Harachowa. Szczególnie, że zaczęliśmy podróż w 3 osoby! Krzychu odłączył się od nas gdy zaczynało się robić ciekawie…
Było coraz później a my byliśmy w czarnej. Coraz mocniej docierała do nas myśl, że skończymy jazdę na lampach. Na domiar złego zaczęło mżyć. Mało co nie pogubiliśmy drogi. Tutaj wielkie uznanie należy się lampom MacTronic T-Roy 2200lm!!! Grubo po 23 godzinie lokal był już zamknięty. Przemoknięci i zziębnięci myślałem, że zlegniemy na zewnętrznym tarasie przy parasolach… Na szczęście Czesi nie chodzą spać gdy zamykają interes – przynajmniej w Harachowie 🙂 Oddają się lokalnym trunkom na zapleczu gospodarstwa. Kumpel zwietrzył interes i zamówił nawet lokalnego browarka. Ja poprzestałem na pepsi i 200ml Rudej w pokoju. Swoją drogą poczuliśmy się jak w 2000 roku… Lokal pamiętał wczesne lata 90-te. Prysznice też nie zachęcały do umycia się. Jednogłośnie zlegliśmy na swoich tapczanach w całym opakowaniu. W TV nie było nic oprócz jadącego pociągu…
Drugiego dnia woda towarzyszyła nam przez pół dnia! Przepiękne, czeskie wodospady robiły klimat. Niepokoiło mnie tylko syczenie dobiegające z tylnego koła… Okazało się, że powietrze ucieka przez zawór… dokręcenie kontry nie pomogło za wiele – co 15 minut musiałem zsiadać z siodła i dopompowywać koło. Na dłuższą metę stało się to bardzo męczące. Zamiast założyć od razu dęte postanowiłem tak męczyć się do popołudnia. Finałowy zjazd do Szpindlerowego Młynu przelał czarę goryczy. Mając za mało powietrza w tylnym kole rozprułem oponę!!! Kumpel pocisnął na FULL-u w dół i zorientował się, że mnie nie ma jak było już za późno 🙂 Ja zszedłem do samej miejscowości i zająłem się zakładaniem dęty. Brak czeskiego zasięgu skutecznie uniemożliwił nam kontakt.
Nie miałem innego wyjścia jak wdrapać się na Przełęcz Karkonoską i udać się prosto na kwaterkę. Towarzysz podróży miał większy dylemat. Mógł jechać dalej albo szukać moich zwłok na wypadek gdyby coś poszło nie tak na zjeździe. Oczywiście nie mogąc się skontaktować nie wiele by pomógł cofając się w górę 3km szlaku… Pocisnął dalej z nadzieją, że żyję i zrobiłem podobnie 🙂 Na przełęczy rozdzwonił się telefon! Przyszły SMS-y że czeka na mnie („Czekam w centrum Kyselky”, „Czekam przy moście na Łabie”). Momentalnie nawiązaliśmy kontakt i tak jak przewidywałem cisnęliśmy razem lecz osobno w kierunku kwaterki w Przesiece.
Trzeciego dnia nie mogło zabraknąć morsowania. Tym sajmym rozpoczęliśmy sezon morsowy 2022/2023 dość wcześnie 😉 Już od samego rana ciągnęło nas do wody (I want to break free 😉 ) Mieliśmy dziś tylko dotrzeć do auta w Świerardowie u podnóża Stogu. Pierwszego dnia ominęliśmy czeski prysznic więc teraz umyliśmy się 2 x (na kwaterce i w Przesiece). Warto wspomnieć o nalesnikach w Chatce Górzystów – schronisku turystycznym na Hali Izerskiej. REWELACJA!!! Polecamy tylko kupić jeden zestaw na dwóch! Inaczej będzie się miało problemy z podjeżdżaniem gdyż porcje dają tam zacne 🙂 Najedzeni i zadowoleni z 3- dniowego tripa docieramy na Stóg Izerski i karkołomny czerwony w dół do Świerardowa Zdroju. Był to najtrudniejszy odcinek tej wyprawy…