XIII. Szczyrk 2012

Dzień 1

Długo czekaliśmy na ten wypad, wprawdzie w tym roku byliśmy już w Beskidzie Małym ale zimowa jazda to inna bajka i klimat.I tak od zeszłej jesieni nieustannie trwały przygotowania – dojazdy do pracy starymi klekotami, wiadra potu wchłonięte w ręczniki i chodniki pod treningówkami no i najważniejszy aspekt to odpowiednie odżywianie i znaczny spadek masy cielska 🙂 Do tego nowe lekkie bezdętkowe kółka u mnie i nowość w sezonie 2012 – od ponad 12 lat samotnych wypadów miał dołączyć do nas nowy rider Arkadiusz – 🙂 Jako reporter-fotograf czy zamykający stawkę tzw.ogon – nieważne,ważne że nie wymiękł i pojechał!

Author Versus
Author Versus

Traskę zaczęliśmy w piątek ze Szczyrku, „nowy” miał do nas dołączyć w sobotę w Wiśle 🙂 3 dniowa trasa była zaplanowana pod kątem początkujących aczkolwiek nie brakowało tzw. głębokiej wody.Zapowiedzi pogodynek sprawdziły się w 100% – słońce paliło jak w lipcu a na 27 kwietnia właśnie przypadł przegląd krzeseł na Skrzyczne:)Zmuszeni zostaliśmy do zapoznania się z traską na Skrzyczne. Oczywiście szybko gubimy drogę dojazdową i pakujemy się na nartostradę gdzie miejscami zalegają czapy śniegu. W pełnym słońcu powoli wspinamy się na górę po drodze zaliczając kilka gleb na zimnym i mokrym śniegu.Zabawa jest przednia – upał niemiłosierny a pod kołami i butami coraz więcej białej brei.

Author Vision
Author Vision

W końcu wylatujemy na Małym Skrzycznym i podjarani zjazdem w kierunku Malinowskiej stajemy jak wryci! Fragmenty szlaku osłonięte drzewami zasypane ponad metrową warstwą śniegu – o jeździe nie ma mowy,ledwo idziemy bo buty zapadają się i wpadamy co chwila po kolana. Pod Malinowską Skałę robimy już konkretną wspinaczke – buty w zasadzie są już kompletnie przemoczone! Rzut oka ze szczytu w kierunku Zielonego Kopca nie napawa optymizmem – czeka nas pchanko i opalanko:)Przy próbie zjazdu koło zapada mi się po osie i powolutku lecę przez kiere:) Śnieg ziębi rozgrzaną od słońca skórę.Pod Zielonym Kopcem czujemy się jak na lodowcu – krok po kroku wspinamy się po śniegu, zaczynamy odczuwać działanie słońca – kark i ręce konkretnie już nas pieką.

Piter
Piter

Docieramy do Gawlastu na którym odbijamy w prawo na żółty do Wisły.Sytuacja niestety nadal opłakana ponieważ szlak w większości leci lasem i jest kompletnie zasypany śniegiem. Kurcze na dole nic nie wskazywało tak beznadziejnej sytuacji w okolicach 1000m n. p.m. Próbujemy miejscami jechać ale czapy skutecznie nas spowalniają.Dopiero w okolicach 900m n.p.m sytuacja się poprawia i nadrabiamy zaległości:)Żółty do Wisły jest bardzo przyjemny i pokonuje się go w dół błyskawicznie. Momentalnie lądujemy w centrum na deptaku w jakieś pizzerii.Jest tak ciepło że ściągam mokre kapcie i siedzę na boso:)Po drodze odwiedzamy jeszcze apteke w celu zakupu żelu na poparzenia słoneczne,szybkie zakupy i na kwaterke suszyć kapcie.Po 2 godz. na balkonie na słońcu były prawie suche – niezapominajmy że mamy kwiecień – szok:)

Dzień 2

Rankiem drugiego dnia wita nas ostre słonko – dopieka równie mocno jak wczoraj a rączki palą niemiłosiernie. Lecimy asfaltem do Ustronia gdzie mamy się spotkać z Arkiem. Po małym dzwonie na parkingu i znalezieniu miejsca postojowego na 2 doby pełni optymizmu wbijamy się na zielony i atakujemy Orłową. Oczywiście jak zawsze na początku szlaku spotykamy sarkastycznych turystów którzy pierd… 3 po 3 i rzucają hasła w stylu – cytuje: „Później będzie jeszcze gorzej…” albo „Człowieku nieźle nagrzeszyłeś skoro musisz tu kręcić…”:) Fakt faktem że zielony od razu zaczął się ostro piąć ale był bardzo fajny bo w całości nadawał się do przejechania. Po pierwszym ostrym fragmencie i dymanku z kapcia Arek zaczyna wątpić w sens istnienia mtb 🙂 Zaczął nawet coś bąkać o powrocie do auta 🙂

"Nowy" - Arkadiusz (ps. Snejku)
„Nowy” – Arkadiusz (ps. Snejku)

Po lekkim ochłonięciu napieramy dalej – fragmentem po płaskim, żeby przed samym schroniskiem znowu ostro się wspinać. Momentami podjazd jest naprawdę stromy,walczymy z odrywającym się od gleby przednim kołem, „nowy” testuje przyczepność swoich papci Sidi 🙂 W pocie czoła mijamy nieczynne schronisko, pamiątkowa fotka na punkcie widokowym i odbijamy na niebieski który wyprowadza nas na szczyt Orłowej. Dalej lecimy aż na Trzy Kopce – ten fragment niebieskiego nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym – kilka szybszych odcinków,trochę widoczków, parę fotek i filmików i lądujemy pod schroniskiem Telesforówka. Wsuwamy po batoniku,spotykamy członka formacji THE PRODIGY:) i lecimy zielonym do Brennej.Ten fragment zielonego jest bardzo przyjemny – najpierw chlapanko błockiem w lesie po czym szybki odcinek po łące i mega zajebiście szybki szuter zakończony betonowymi płytami – pada rekord dnia max. speed 62km/h 🙂 a Arkadiusz doznaje wielokrotnego szczytowania – przynajmniej to można było wywnioskować z jego twarzy 🙂

Snejku
Snejku

Po informacji że właśnie czeka nas wspinaczka dalej zielonym na Stary Groń doznał lekkiej załamki. Endorfiny i inne stymulanty momentalnie uległy rozkładowi i kolega rozpoczyna dymanko z kapcia(ciąg dalszy testów Sidi). Na wieść że właśnie zgubiliśmy zielony szlak Widać że depresja i załamanie narasta. Dodatkowo swąd padliny nie pomaga nam we wspinaczce,Arek zaczyna majaczyć że za chwilę możemy zostać zeżarci:) a dróżka którą próbowaliśmy jechać zamienia się w wyschnięty, kamienisty wodospad – wspinaczka z bikiem staje się mega uciążliwa. Szybko odpuszczamy próby przebicia się na dziko do czarnego szlaku i zgodnie ze wskazaniami GPS-a brniemy przez jeżyny do najbliższej dróżki która okazuje się zgubionym szlakiem : )”Nowy” po raz pierwszy pada na kolana – skurcze dają znać o sobie!

Snejku
Snejku

Dalej znowu z kapcia turlamy się do czarnego i skręcamy w lewo na Horzelicę.Ten fragment jest w zasadzie lajtowy – jazda grzbietem z fajnymi widokami w końcowej fazie z przeważającymi szybkimi zjazdami.I znowu na pierwszym planie Arkadiusz który pali biedną tarcze tylną Avida 160mm 🙂 Końcówka zielonego do Brennej to kapitalny singiel, którym wylatujemy prosto na znajomą karczmę.Zasłużona strawa i grzaniec,potem atak na Biedronkę w celach zakupowych i poszukiwanie kwatery. Podobnie jak na jesieni trafia nam się „okazyjnie” tania kwaterka – jak się później okazuje „jaskinia”, ciemna, zimna i wyludniona „willa” z atrapą satelity i nieczynnym od końca lat 80 basenem:)W zasadzie to mogliśmy spać na tarasie – chociaż byśmy nie zmarzli!Jedynym światełkiem w tunelu był fakt że nastepnego dnia czekał nas atak Błatniej zielonym który zaczynał wspinaczke tuż spod bramy posiadłości.

Dzień 3

Niedziela – budzi nas mega słońce – pogoda ciągle sprzyja,rzadka to sytuacja w górach.Po lekkim śniadanku rozpoczynamy walke z zielonym na Błatnią – to jest naprawdę mega zajebisty podjazd – momentami kąt jest naprawdę konkretny ale wszystko da się pokonać w siodle. W schronisku w oczekiwaniu na „nowego”wciągam jajecznice i spijamy grzane korzenne – świetnie gasi pragnienie przy tym upale 🙂 Po ponad 20minutach dociera Arkadiusz – niestety zasłużył tylko na małe zimne piwko 🙂

Schronisko turystyczne na Błatniej położone jest na wysokości 891 m n.p.m. Schronisko powstało w latach 1925-1926 - zostało wybudowane przez Niemieckie Towarzystwo Przyjaciół Przyrody "Naturfreunde" z Aleksandrowic.
Schronisko turystyczne na Błatniej położone jest na wysokości 891 m n.p.m. Schronisko powstało w latach 1925-1926 – zostało wybudowane przez Niemieckie Towarzystwo Przyjaciół Przyrody „Naturfreunde” z Aleksandrowic.

Ponieważ czas mamy całkiem dobry postanawiam wydłużyć drogę na Klimczok i wybieramy opcję niebieskim a następnie żółtym przez Szyndzielnie. Jak się okazało niebieski jest super – dużo szybkich zjazdów w lesie a końcówka to techniczny zjazd do tamy na jeziorze Wielka Łąka.Kolega początkujący walczył dzielnie do samego końca. W barze na tamie uzupełniamy płyny i oznajmiamy Arkowi że chcemy atakować Szyndzielnie żółtym. Wywołało to u niego drugą fale przygnębienia i załamania – nastał kolejny kryzys który podpowiadał mu żeby lecieć już asfaltem, ale zgodnie z naszym hasłem przewodnim „unikajmy asfaltów hej” pakujemy się na podjazd na żółty.

Schronisko PTTK na Szyndzielni – pierwsze murowane schronisko w Beskidzie Śląskim, oddane do użytku w 1897 roku. Na początku posiadało 7 pokoi noclegowych z 40 miejscami oraz rozbudowane zaplecze gastronomiczne.
Schronisko PTTK na Szyndzielni – pierwsze murowane schronisko w Beskidzie Śląskim, oddane do użytku w 1897 roku. Na początku posiadało 7 pokoi noclegowych z 40 miejscami oraz rozbudowane zaplecze gastronomiczne.

Arek startuje chwile przed nami, dopijamy soczek i gonimy go. Żółty rzeczywiście robi się fajny – początkowo pnie się konkretnie w górę. Po chwili wchłaniamy jednoosobową ucieczkę 🙂 i wspinamy się coraz wyżej. Kolejny świetny podjazd – wymagający kondycyjnie, dający konkretnie po nóżkach 🙂 Nie chwaląc się docieram na szczyt pierwszy z 7 min. przewagą nad drugim i 20min. nad trzecim Arkiem 🙂 A pod schroniskiem na Szyndzielni istny bulwar – ludu od cholery i ciut ciut,chwile łapiemy oddech i lecimy dalej na Klimczok. Cały czas żółtym który robi się z każdym metrem bardziej wymagający. Pojawia się sporo kamieni i skałek,a w miejscach zacienionych leży mokry, śliski śnieg. Raczej niefajny bo wybija z rytmu na podjeździe i momentami trzeba uderzyć z kapcia.

Klimczok, dawniej również Klimczak (1117 m n.p.m.) – szczyt górski w północno-wschodniej części Pasma Baraniej Góry w Beskidzie Śląskim.
Klimczok, dawniej również Klimczak (1117 m n.p.m.) – szczyt górski w północno-wschodniej części Pasma Baraniej Góry w Beskidzie Śląskim.

Na Klimczok docieramy jako czołówka sami, Arek dolatuje do nas kilka metrów niżej pod schroniskiem.Stąd przed nami już tylko zjazdy!! Najpierw narowisty czerwony do chaty Wuja Toma, na którym żółtodzioby mają problemy ze schodzeniem nie mówiąc o jeździe:)Chwile dalej odsłania się piekny widok na Szczyrk i Skrzyczne – obowiązkowa sesyjka przerywa szaleńczy zjazd!Dalej już nie można poszaleć na mega technicznym singlu – mnóswo korzeni i uskoków – końcówka dopiero lekko odpuszcza żeby chwilę niżej znowu opadać w dół na łeb na szyje po kamorach wielkości kokosów.Dodatkowo ułożone rynny w poprzek uatrakcyjniają zjazd – bez wątpienia najtrudniejszy w ciągu tych 3 dni!Mijamy Chatę Wuja Toma i dalej żółtym lecimy najszybszą drogą do Szczyrku.Szybka jazda po płytach i końcówka po asfalcie w sam raz na koniec dnia.Potem jeszcze były negocjacje telefoniczne w sprawie klucza od prysznica, 2x cebulowa i pizza,szybkie mycie odparzonych dupsk i kierunek przełęcz Salmopol, gdzie podrzucamy suką Arka i jego bika – leci do ustronia po auto a my zawracamy i w oparach baków cebulowych kierujemy się na Łódź 🙂


Pierwszy 3 osobowy wypad przechodzi do historii – do zobaczenia w kolejnym odcinku!!


Galeria zdjęć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *