Dzień 1
Wrzesień 2016 roku. jak co roku nadszedł czas zakończenia sezonu mtb. Sezon może niezbyt burzliwy ale tradycja jest tradycja i nie ma dyskusji. Padło na beskid Sadecki, gdyż to piekna okolica i dawno nasze koła tam sie nie toczyły. Andrzej ostatni raz na tych ziemiach był w 2000 roku! Ja kręciłem się troszkę w tamtych rejonach w 2012, więc było do czego wracać.
![Piwniczna Zdrój - "Leśny Dwór" Piwniczna Zdrój - "Leśny Dwór"](http://mtb.bieszczady.pl/wp-content/uploads/2016/09/XXI_04-1024x768.jpg)
Wszystkie szczegóły z domowym menagerem były dograne, rezerwacja klepnięta, sprzęt gotowy – wydawało się, że jedynie koniec świata mógł pokrzyżować plany. Armagedon o mały włos nas nie dopadł. Na 3 godz. przed wyjazdem Andrzej miał 1% nadziei że się uda . Pochorowana dzieciarnia wybiła mnie totalnie z rytmu. Koniec końców dostałem zielone światło i jak zawsze na pakowanie nie zostało zbyt wiele czasu. Wrzuciłem do plecaka niezbędne ciuchy, trochę kluczy do bagażnika, Bika na dach i prosto po Andrzeja:) Miałem cichą nadzieję że po raz pierwszy w historii uda nam się wcześniej wyjechać – a skąd! Ledwo bujnęliśmy się za Łódź a ja przypomniałem Andrzejowi o Windstoperze (tzw.Wues). Zawracamy:) Planowane dotarcie do Piwnicznej na okolice 23 przesunęło się już na sobote:) Ale chociaż zobaczyłem fabryke Fiata 🙂
6 rano sobota a my już wyspani jak nigdy dotąd po podróży. Rewelacyjne łóżka i schludny pokój w Leśnym Dworze oraz bardzo smaczne śniadanko – miło – POLECAMY:) Nie wspomne już o relaksie na basenie z poranną kawusią. Miał być wczesny wyjazd ale jak zwykle spuszczanie balastu, andrzejowe smarowanie łańcucha moim smarem no i oczywiście pakowanie i montowanie nowego patentu Andrzejka – torby podsiodłowej o pojemności bagażnika CINGUECENTO:) Aha, w ostatniej chwili odtłuszczanie andrzejowej tarczy hamulcowej odmrażaczem do szyb – tylko to znalazłem w bagażniku:) Grubo po 10 wyjeżdzamy i odrazu wbijamy się na szlak czerwony kierując się na Przehybe. Bardzo przyjemna temperatura i tak powoduje na pierwszych stromach że zaczyna się z nas lać. Po drodze spotyka nas mała rozrywka – przystajemy na chwilę aby popatrzeć jak człowiek gania po zboczu krowy i leje kijem – no cóż u nas tego nie ma:) Ciągniemy dalej spokojnie choć sądząc po pulsie nie jest z górki. Dość mocno się wspinamy nabierając wysokości. Po odbiciu w niebieski na Wielki Rogacz zaczyna trochę padać. Mokre, luźne kamienie ściągają nas na chwilę z bików. Dalej szczytami za Radziejową robi się mokro – poziom funu rośnie:) Andrzejowe problemy z przednim hamulcem rozpętały się na całego. Prawdopodobnie wydupczyło się uszczelnienie na tłoku w zacisku i rzygało na tarcze płynem. Andrzejek jeszcze pompując karbonową klameczką skutecznie wypompowywał go:) Eh, znowu nie rozwinie skrzydeł na zjazdach. W tej sytuacji ja wysuwam się na pierwszy plan – pierwszy zjazd z ostrym podcięciem tyłu na koniec i kapeć:) o żesz w k…… biedny. Wąskim obęczom Alpine ZTR na mleku mówimy NIE. Kto mógł przypuszczać 4 lata temu że pójdziemy w Enduro – trzeba było składać kółka na porządny łomot a nie wydmuszki.
![Schronisko PTTK na Przehybie Schronisko PTTK na Przehybie](http://mtb.bieszczady.pl/wp-content/uploads/2016/09/XXI_21-300x225.jpg)
Ale dosyć pier….. robota czeka – zakładam na tył dęte i heja. Przed Przehybą piekny klasyczny czerwony oczywiście rozj……. przez ciężki sprzęt – tańczymy na błocie równo, nie idzie miejscami podejść:) Mijamy akurat jakiś maraton i chwile zalegamy przed schroniskiem na Przehybie. Andrzej funduje żurek, ja odnosze talerze:) Chwila pogaduch z Goprowcami o ich zabawkach z których najcieższa czterokołowa waży ponad 300kg:) Nachodzi mgła, widoczność drastycznie spada a przed nami najlepszy odcinek dzisiejszego dnia – niebieski do Rytra:) Szybki, momentami techniczny – bardzo polecamy. Zaczyna się niewinnie lekkimi hopkami gdzie mogłem się pokazać jako „Latający Marian”. Dalej w dół i coraz bardziej ślisko – po trawie koła suną jak po lodzie o czym przekonuje się Andrzej ukrychując bidon razem z koszykiem:) Dwa miejsca po deszczu zakrawają na rasowy Downhill. Na drugim z nich Andrzej niestety zalicza uślizg przodu i leci na skały – ja z bezpiecznej odległości łape to w kadr:) mamy to:) Dalej już coraz szybciej ale i łatwiej dolatujemy do asfaltu a nim migiem do Rytra. Czasowo nie stoimy najlepiej i decyzja pada że lecimy dalej nie tracąc czasu.
![Schronisko Cyrla Schronisko Cyrla](http://mtb.bieszczady.pl/wp-content/uploads/2016/09/XXI_31-300x169.jpg)
Przed nami prywatne schronisko Cyrla a w dalszych planach PTTK na Hali Łabowskiej. Niestety góry pokazują po raz kolejny kto tu rządzi i postanawiamy zakończyć wcześniej żeby mieć jeszcze czas na pobiesiadowanie. Andrzej znowu funduje grzane 4x a ja pieke jego kiełbaski:) Udaje nam się wbić na ognisko – kaszaneczka, kiełbaska, ketchup, papryczka, pomidorek, nawet Whiskey która już na stałe zagościła w naszych górskich plecakach. Urzędujemy pod gołym niebiem do grubo po 20 – temperatura jak na wrzesień bajeczna. Na koniec wspólny prychol i do Pieczary.
Dzień 2
Niedziele zaczynamy skoro świt pysznym śniadankiem – jajecznica podana prosto na patelni – to jest to. Polecamy serdecznie prywatne schronisko CYRLA – miło, czysto, smacznie i gościnnie.
![Widok nad ranem ze schroniska Cyrla Widok nad ranem ze schroniska Cyrla](http://mtb.bieszczady.pl/wp-content/uploads/2016/09/XXI_35-1024x748.jpg)
Koło 10 ruszamy dalej czerwonym w kierunku Hali Łabowskiej. Początkowo szlak funduje nam krótkie, aczkolwiek strome fragmenty. Andrzej na obniżonym bomberze idzie pod góre jak czołg, u mnie pojawiają się lekkie problemy z przyczepnością przedniego koła i niestety muszę uderzyć z podeszwy. Szybkie odcinki w dół prędko przywracają uśmiech na gębie. W doborowych nastrojach docieramy do schroniska na Hali Łabowskiej, gdzie dobry Andrzej znów funduje tym razem naleśniki z serem i bitą śmietaną – dzięki stary. Podziwanie panoramy spod schroniska zakłóca wywód jakiegoś ślązaka o katolicyźmie. Mamy też okazję podziwiać ciężkiego enduraka z silnikiem elektrycznym – bulwa pod suportem rzucała się w oczy z daleka. Była też sesja Andrzejka – musieliśmy powtórzyć ujęcie z 2000 roku – Andi nie popuścił. Dalej polecieliśmy na Runek czerwonym – ten odcinek czerwonego godny POLECENIA – fajne odcinki którym nie brakuje odpowiedniego Flow.Już niebieskim błyskawicznie zjeżdzamy do bacówki PTTK nad Wierchomlą. Andi, nasz kaskader zalicza kolejny zjazd bez przedniego hampla.
![Bacówka PTTK nad Wierchomlą Bacówka PTTK nad Wierchomlą](http://mtb.bieszczady.pl/wp-content/uploads/2016/09/XXI_60-1024x768.jpg)
Przy bacówce mamy jeszcze szanse przez chwile podziwiać piekne landszafty i zrobić sobie wspólne zdjęcie do rodzinnego albumu. Dość szybko nadciągają chmury, my natomiast rozgrzewamy się żurkiem (ja postawiłem z grzeczności). Piejący kogut to był znak żeby się zbierać. Niebo się zaciągnęło i się pochmurzyło. Temperatura zaczęła spadać, co dało się od razu odczuć, a przed nami jeszcze spory kawałek niebieskim do Żegiestowa Zdroju. Docieplamy górną cześć ciała i strzelamy ostatnie sweet focie. Zaczyna kropić a Andrzej robi kolejne poprawki ujęcia z samowyzwalacza. Każde nastepne wychodzi gorsze – dramat. Ja ruszam niebieskim który początkowo wąsko singlowo leci przez las. Nawet nie spodziewaliśmy się co nas czeka za chwilę. Ten niebieski na tym odcinku to totalny rzeźnik – fragmenty o kącie pionu spinają nam poślady. Szczególnie Andi musi mocno ściskać żeby nie popuścić na zjeździe bez przedniego hamplaNaparzając non stop w dół nasz kaskader permanentnie pompuje przednią klamką na chwilę odzyskując spowalniacz, po czym szybko go traci. Odcinki na śliskiej łące to prawdziwy drift który niemal ściąga nam opony z felg. Na domiar złego Andrzej zapomniał usunąć z drogi postawiony na środku pal, który posłużył nam za statyw. Musiał dymać pod górę 2km żeby ktoś po ciemku nie wpakował się w niego.
![Koniec XXI wyjazdu Koniec XXI wyjazdu](http://mtb.bieszczady.pl/wp-content/uploads/2016/09/XXI_61-300x225.jpg)
Zaliczamy jeszcze kilka hop i na pełnej k… wpadamy na asfalt w Żegiestowie. Stąd asfaltem kierujemy się do Piwnicznej. Wedlug mapy ma być dość blisko i w dół. Asfalt się ciągnie i ciągnie, biki idą jak zmulone czołgi, w powietrzu wisi deszcz. Zapowiedzi o drastycznym ochłodzeniu właśnie się sprawdzają. W końcu po ponad 20 km asfaltowania docieramy do Piwnicznej i upragnionego Leśnego Dworu, gdzie stacjonuje nasza bryka. O żesz jak mi zmarzły stopy… szok.
Koniec
Kolejny wypad przechodzi do historii, nasuwają się kolejne przemyślenia odnośnie sprzętu. Jeszcze nie wiedzieliśmy że chcemy, że potrzebujemy czegoś przełomowego, czegoś większego czarnego i małego złotego (Czarnucha i złotych zębów) Pisząc ten tekst już wiem że ten wypad był gwoździem do trumny zmian. Jakich? O tym na początku sezonu 2017!!!
Ekipa mtb.bieszczady.pl