VII. Beskid Niski 2009

Dzień 1

…to chyba najlepsze określenie dla tego kawałka naszych Karpat. Góry są tu niższe, a doliny szersze niż choćby w sąsiednich Bieszczadach czy Beskidzie Sądeckim. Ale to wcale nie znaczy, że jest mniej ciekawie i przygodowo. Właściwie wystarczy zerknąć na mapę, żeby natychmiast okryć w Beskidzie Niskim kilka fantastycznych tras. Ten kawałek Polski to wymarzone miejsce na rower. W Beskidzie Niskim warto się nawet czasem zgubić, żeby znaleźć nową fajną ścieżkę.

Dwa rowery w seju...
Dwa rowery w seju…

Stacjonujemy w Chyrowej koło Dukli. Piękna agroturystyka Wiola urzeka nas wczesnym rankiem jajecznicą na bekonie i swojskim chlebem. Ogólnie super klimat i piękna okolica. Polecam, w przeciwieństwie do sąsiedniego ośrodka narciarskiego Chyrowianka, gdzie jedyna pozycja w menu w sezonie letnim to drewniany schabowy i mrożone frytki. Z Chyrowej pierwsze kilometry pokonujemy asfaltem do Dukli. Kierując się na wschód jedziemy przez Jasionkę do Lubatowej. Po prawej widok na górę Cergową, którą zostawiamy sobie na podwieczorek. Nie spodziewaliśmy się tam tak świetnej zabawy, ale o tym później W Lubatowej trafiamy na czerwone znaki szlaku beskidzkiego i już razem z nimi pędzimy do Iwonicza Zdroju. Jednak spragnieni zasmakowania beskidzkiego terenu odbijamy przed Iwoniczem w prawo na zielony szlak. Kilka fotek bo panoramy są cudowne i dalej przed siebie nie patrząc na mapę.

Przymiarki
Przymiarki

Niestety po kilkuset metrach okazuje się że kręcimy się w kółeczko-decyzja-trzeba wydostać się na Przymiarki, początkowo na przełaj przez łąki, las i rzeczkę lądujemy na punkcie widokowym na Przymiarkach. Podobno w przejrzyste dni widać stąd nawet Tatry. My nic nie widzieliśmy bo myśleliśmy już o szykującym się zjeździe, bardzo zresztą miłym i szybkim. Docieramy do górnej części Lubatowej. Stąd czeka nas trudny (jak na Beskid Niski) podjazd na wspomnianą wcześniej Cergową. Jazda tym grzbietem jest jedną z najciekawszych jakie kiedykolwiek zaliczyłem. Szeroka, dość gładka ścieżka, z rzadka poprzecina korzeniami, z niewielką ilością wystających kamieni. No i oczywiście osiąga się na niej poważne prędkości. Jadąc na zachód po lewej będziecie mieli łagodne, spokojne zbocza. Za to po prawej w niektórych miejscach otwiera się otchłań przepaści. Jest wręcz nieprawdopodobna! Rosnące tam buki zadają się przeczyć grawitacji. Na szczęście to tylko złudzenie, siła przyciągania na Cergowej działa całkiem przyzwoicie – będzie okazja żeby się o tym przekonać podczas fantastycznego zjazdu.

Cergowa (inne nazwy: Cergowska Góra, Wielka Góra, 716 m n.p.m.) – zalesiony szczyt Beskidu Dukielskiego w Beskidzie Niskim, na południowy wschód od Dukli. Posiada trzy wierzchołki (od zachodu): 716 m n.p.m. (z żelaznym krzyżem), 683 m n.p.m. i 681 m n.p.m. Jej sylwetka góruje nad Duklą.
Cergowa (inne nazwy: Cergowska Góra, Wielka Góra, 716 m n.p.m.) – zalesiony szczyt Beskidu Dukielskiego w Beskidzie Niskim, na południowy wschód od Dukli. Posiada trzy wierzchołki (od zachodu): 716 m n.p.m. (z żelaznym krzyżem), 683 m n.p.m. i 681 m n.p.m. Jej sylwetka góruje nad Duklą.

Pokonanie prawie czterystu metrów w pionie z wierzchołka do doliny Jasiołki nie zajmie wiele czasu i dla wielu będzie najprzyjemniejszą częścią tej rowerowej wyrypy. POLECAMY WSZYSTKIM!! Musicie tylko uważać w okolicach weekendu, żeby nie spotkać się z forsującymi tą górę zapaleńcami na enduro. Przy tej prędkości raczej nie było by wesoło. Po zjeździe już tylko parę machnięć korbą i jesteśmy w Dukli. Trasa ma niesamowity potencjał, mnogość ścieżek i dróg w tej okolicy sprawia, że można ją w wielu miejscach skrócić lub wybierać za każdym razem nieco inny wariant przejazdu.

Dzień 2

Drugiego dnia przenosimy się nieco dalej na teren Magurskiego Parku Narodowego. Trasę nazwałem Dziesięć Rzek, bo tyle razy trzeba na niej przekroczyć całkiem spore i głębokie strumienie. Zaplanujcie ją sobie najlepiej na ciepły i pogodny dzień. Nam pogoda dopisała.

Ruszamy z Kręmpnej i kierujemy się na południe, w górę doliny Wisłoki. Najpierw asfaltem, ale już po kilku kilometrach nawierzchnia zmienia się na miło szemrzący pod kołami szuter i piasek. Cała dolina stanowi pustkowie jakich mało nawet w skali Beskidu Niskiego. Po drodze mijamy kilka bocianów i myszołowów oraz ślady tętniących kiedyś życiem wiosek łemkowskich: Rozstajne, Nieznajową i leżącą na końcu doliny Radocynę, w której skręcamy na zachód, by przedostać się przez grzbiet do Koniecznej. Przy okazji zaliczając niezły zjazd – najpierw rozjeżdżoną drogą leśną, wymagającą przeskoków z jednej koleiny w drugą, później szybkim i dość gładkim szutrem.

Fajny szybki odcinek- co zresztą uwieczniła nasza kamerka! W Koniecznej skręcamy na północ i lecimy asfaltem aż do Gładyszowa(po drodze zaliczając niezłą górkę i bujając się do 72km/h)Następnie dalej asfaltem niezbyt ciekawym do Banicy i tu chwila zatrzymania. Przed nami odcinek żółtym szlakiem do Wołowca. Jednym słowem REWELA. MTB jakie kochamy, sporo błotka, strumyki ,powalone drzewa-kamerka nie miała czasu żeby odpocząć!

A potem przyszła pora, by się nareszcie porządnie zamoczyć w strumieniu. Niejednym. Zważywszy na to, że koniec wycieczki zbliża się nieubłaganie, nie warto za każdym razem rozbierać i ubierać butów. Cieliśmy przez wszystko co pojawiało się przed nami, rzeki, błoto, kałuże-oczywiście na pełnym gazie! Ten ostatni odcinek pętli zamykamy w Nieznajowej. Radzę zawczasu pogodzić się ze stanem ubrań i rowerów no i oczywiście ze spojrzeniami tubylców bo turysty nie spotkaliśmy żadnego!!!

Dzień 3

Kolejna pętla w tym samym rejonie wiedzie przez najcenniejsze przyrodniczo (i rowerowo!) tereny Magurskiego Parku Narodowego. Jak już wspominałem, mimo wysokiej rangi ochronnej, człowiek na rowerze nie jest tu intruzem. Należy to docenić i wykorzystać.

Z Krempnej ruszamy asfaltem przez Kotań, następnie żółtym szlakiem i dalej leśną stokówką kierujemy się na Folusz. Trasa przeciętna, po wjechaniu w las w zasadzie cały czas się wspinamy, by w końcu dotrzeć na szczyt Magury Witkowskiej. Tu przecina naszą drogę czerwony szlak i zaczyna się asfalt. Burza wisi w powietrzu. Nad Foluszem leje, a przed nami ponad 7km fantastycznego zjazdu. Zapinamy bluzy, odpalamy kamerkę i hajda w dół. To co się działo na tym odcinku ciężko opisać, ponad 7km w ok. 9 minut, prędkość bez większego spinania oscylowała w okolicach 70km/h no i ten wyścig z burzą żeby nas nie dopadła na zjeździe. Udało się. Jeszcze susi i cali zadowoleni zjadamy pstrąga w FISHBARZE w Foluszu i zmuszeni już późną godziną mimo deszczu ruszamy dalej. Chyba sami nie wiedzieliśmy co nas czeka.

Godzina 18, deszcz nasila się(co ja gadam leje aż miło), oczywiście gubimy się w labiryncie polnych dróżek chcąc dojechać do Pielgrzymki. Wpadamy w leśną dróżkę i jedziemy nią prosto, jak się potem okazuje bez możliwości odbicia mimo woli wspinamy się na Kobyłę. Szlak zaczyna dosłownie płynąć. Droga to jedna wielka kałuża!! Takich jaj jeszcze w górach nie widziałem, nigdy przez coś takiego nie jechaliśmy. W końcu pada kamera a na zjeździe jedynym ratunkiem były hample tarczowe.

Okolice godz. 19,kompletnie przemoczeni podążamy kierując się na Mrukową i Desznicę. Deszcz ustaje ale błoto robi swoje. Tak skutecznie oblepia opony że koła przestają się dosłownie OBRACAĆ-NIE DA SIĘ JECHAĆ!!! Próbując siłowo kręcić kończy się to wciągnięciem wózka przerzutki w szprychy, na szczęście bez większych uszkodzeń już asfaltem toczymy się dalej. Zapada zmrok, ostatni zjazd do Kotani i już przy blasku księżyca wita nas Krempna. Chyba najlepsza nasza WYRYPA jak do tej pory w górach!!! Polecam wszystkim oczywiście w taką pogodę jaką my mieliśmy.

Galeria zdjęć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *