I. Bieszczady 2000

Najdłuższe wakacje i najdłuższy wyjazd…

Rok 2000 – wtedy wszystko się zaczęło na poważnie, pierwszy prawdziwy wypad w góry w doborowym towarzystwie na prawdziwym góralu!! Pierwsza wyprawa i zarazem jak dotąd najdłuższa bo trwała prawie 2 tygodnie, no i skład 4 osobowy – już nigdy potem nie udało się nam tego powtórzyć. Ostaliśmy się tylko my dwaj tzn. ja i kumpel(pseudo Konieczko&Maślana), zaraziliśmy się tym sportem dość skutecznie bo ta choroba trwa do dziś!! Mamy rok 2010 i czuje że jeszcze największe wyprawy przed nami!!! Aczkolwiek z perspektywy czasu jak patrzę to w 2000r naprawdę ostro zaczęliśmy, nie mieliśy do końca pojęcia co nas czeka, dystans od Rabki aż po Ustrzyki wydawał się całkiem realny,opisy w Bikeboardzie były dość optymistyczne i dlatego niektórzy z nas niedocenili gór i troszkę się przeliczyli(kumpel spakował na rower co się dało począwszy od śpiwora a na klapkach prysznicowych kończąc co dało finalnie masę ok. 20kg/rower) po drodze połowę tego wyrzucił.

Wszystko zaczęło się od opisu z Bikeboardu bodajże z roku 1999, chłopaki z redakcji opisali fajną traskę przez polskie góry – podłapaliśmy to!!! Na hasło jedziemy wszysycy mieli banany na gębach!Start był przewidziany z Rabki, skąd mieliśmy polecieć przez Gorce, Beskid Sądecki, Niski aż w Bieszczady z metą w Ustrzykach Dolnych – jakieś pół tysiąca kilometrów po górach(po tylu latach wciąż robi to na mnie wrażenie). 5 rano 11 sierpnia 2000r pociąg zatrzymuje się na stacji w Rabce, kilka stopni powyżej zera,wywalamy się na peron z całym majdanem, każdy ubiera co ma – czapki rekawiczki bluzy – zimno jak cholera!!Kierujemy się w stronę czerwonego szlaku na Turbacz – to właśnie nim czyli Głównym Szlakiem Beskidzkim będziemy prawie cały czas jechać aż do końca. Naszym celem 1 dnia było oddalone o ok. 60km Krościenko nad Dunajcem. Wdrapawszy się (dosłownie) koło południa na Turbacz zdajemy sobie sprawę z powagi trasy – na licznikach dopiero jakieś 12 km, no ale było non stop pod górę – pocieszamy się. Można by opisywać bez końca piękno Gorców, mnogość widoków i ilość razy kiedy gubiliśmy drogę(żółtodzioby, leszcze etc.) Turbacz Z istotniejszych faktów 1 dnia należy odnotować pęknięty tylny trójkąt w biku Author Memphis kolegi Maślana – gdyby nie dłubał patyczkiem błota pewnie wogóle byśmy o tym się nie dowiedzieli do czasu gdy tylne koło nie odjechałoby na kolejnym zjeździe. Krótka wizyta we wsi Knurów, szybkie spawanko za browara i możemy smigać dalej – NIE DAMY SIĘ!!!

Do Krościenka docieramy dnia 2 po drodze zaliczając słynny Lubań i zjazd z niego( należy wspomnieć o braku amortyzatorów jakichkolwiek i hamplach typu cantilever na wyposażeniu u wszystkich)efektem czego na dole był brak klocków i srebrne palce od cisnięcia aluminiowych klamek – prawdziwy koszmar!!Upierdliwe były tylko co chwilę łapane kapcie – bez amora z przodu nie można było się porządnie bujnać w dół. Może to i dobrze bo spotkanie z kamieniem wielkości ludzkiej głowy mogłoby się różnie skończyć. I po ramie Niedzielne suszenie ciuchów pod sklepem w Szczawnicy to już kolejna historyjka, a potem fajny wjazd szutrem na Przechybę i dalej szybko do Rytra i Piwnicznej na nocleg w Łomnicy – oj podobało się wszystkim bez wyjątku. Lato 2000 roku było wyjątkowo upalne, wszyscy z nas pamiętają codziennie powiększające się pęcherze na ramionach od plecaków, także podjazd na Halę Łabowską w pełnym słońcu należy do niezapomnianych, a na górze była kiełbasa z musztardą i heja dalej na Jaworzyne Krynicką!!A stąd piekne widoki i obowiązkowe fotki pamiątkowe, no i w dół wzdłuż kolejki gondolowej stokiem narciarskim – niestety na cantileverach – kolejna próba sił – przegrywamy, pęd po kamykach był tak duży że nie udało się opanować maszyny – bliskie spotkanie z kumplem kończy się pokrzywionymi kołami i otarciami!! W Krynicy zaliczylismy 1 dniowy postój troszkę odpoczywając i naprawiając rowery – warunki w szkolnym schronisku PTSM były więcej niż do przyjęcia. Crash Za Krynicą okazało się że też jest pięknie,a może nawet i piękniej! Totalny spokój, bardzo fajne ścieżki prowadzące niejednokrotnie w brud albo korytem rzeki bardzo nam przypadły do gustu. Taki już jest Beskid Niski i chwała mu za to.

Mijaliśmy po kolei Wysową, Ujście Gorlickie, Krempną, Polany i w końcu urocze Jaśliska gdzie zabawiliśmy 1 dzionek czekając na kumpli którzy w Nowym Sączu szukali nowej sztycy – stara postanowiła się złamać na szlaku i próbowała skrócić naszą eskapadę. Nic z tego, do Komańczy wjechalismy w pełnym składzie w godzinach południowych a celem tego dnia była Cisna czerwonym szlakiem przez Chryszczatą i Żebrak. Na kontemplowaniu piękna przyrody i tropów niedźwiedzich zeszło nam sporo czasu. A gdy na wysokości jeziorek Duszatyńskich o mały włos nie wjechaliśmy w jeszcze ciepłą, leżącą na środku szlaku kupe niedźwiedzią mieliśy dość. Decyzja o cofnięciu się do asfaltu była natychmiastowa. Doperio ok. godz. 21 dotarliśmy niemal po omacku do bacówki pod Honem w Cisnej. Ledwie znalazło się dla nas miejsce na stryszku i resztka bigosu. Nad Soliną Morale grupy zaczęło lecieć na łeb, dlatego od Cisnej praktycznie nie zjeżdzaliśmy z asfaltu. Po drodze kąpiel w Polańczyku i super zjazd serpentynami do miejscowości Solina były zasłużonymi nagrodami. Ostatnia nocka wypadła w ustrzykach Dolnych, najpierw brak wolnych pokoi a potem jakiś domek z wąskimi schodkami na piętro wymusił wciąganie rowerów na balkon z ogródka – ot taki bonus na koniec. Ostatniego dnia na dojazd do Zagórza asfaltem zdecydowałem się ja z kumplem, reszta zapakowała się już do pociągu. A w Zagórzu to już była totalna masakra, piekące ramiona od plecaka, skóra spalona od słońca, ponad 500km w nogach i perspektywa 12 godzin w pociągu do Łodzi przed nami!!! Aha, bym zapomniał, cały wagon zajmowaliśmy my i chmara komarów które cięły nas przez całą noc – nikt nie zmrużył oka. 


Tak zapisał się w naszych pamięciach rok 2000, pierwszy niezapomniany rajd po górach, od tamtego momentu zaczęły się regularne wypady w góry i ich eksploracja, która trwa do dziś.


Galeria zdjęć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *