Pisząc ten tekst już wiem, że był to ostatni wyjazd na sztywnym HT! Podczas XXXIII wyjazdu – wyprawie na dach świata http://mtb.bieszczady.pl/2021/10/10/xxxiii-dach-swiata doszło do krytycznego uszkodzenia mojej BESTII – Authora Aganga 3.0 – w newralgicznym jak się okazało miejscu… Tylny wahacz pękł dosłownie w połowie!!! Na domiar złego byliśmy w środku Pandemii – COVID co przyczyniło się do braku części na rynku a te co były stały się zaporowo drogie… Nie było innego wyjścia jak na szybko kupić ramę HT – Dartmoor Primal 29er i przerzucić wszystkie graty. W największych koszmarach nie sądziłem, że wrócę na sztywny rower! OD XXII wyjazdu i 2017 roku http://mtb.bieszczady.pl/2017/05/26/xxii-srebrna-gora-2017-enduro miałem FULL-a. ! DZIESIĘĆ wyjazdów później okazało się, cofam się w rozwoju i wracam na sztywniaka – lepszy rydz niż nic…
Wracając do XXXIX wyjazdu jeszcze na HT. Pora już późna bo była połowa października. Pogoda jednak nie dawała za wygraną – przynajmniej w centrum – o 22:30 mieliśmy 20 stopni!!! Jakoś po północy dojechaliśmy do Hotelu Karolinka i naszej pieczary – tzw. inkubatora ponieważ jak się okazało wylęgały się tam wszelakiej maści zarazki… Marian jechał z gorączką ale kto ma nie odpuszczać jak nie on? 🙂 Dwa szybkie strzały Rudej do kołderki i mieliśmy nadzieję, że rano wstanie jak młody bóg…
Sobotę rano zaczęliśmy od pysznego śniadanka – można było jeść ile dusza zapragnie, nawet na zapas 😉 To nie było jednak zbyt mądre bo czekał nas na dzień dobry ostry podjazd. Plan był zacny ale mieliśmy też w zanadrzu opcję B. Hotel Karolinka dysponował kompleksem saun (które trzeba włączyć 😉 ) Plan A polegał na zdobyciu najwyższego szczytu w okolicy – Śnieżki. Co nie udało się podczas XXXIII wyjazdu na Dach Świata kiedy to pęknięta rama skutecznie nas unieruchomiła. Już miałem nadzieję, że zdobędę ten szczyt na HT gdy się okazało, że choroba kompana pokrzyżowała nam szyki. Na domiar złego zaczęło tak niemiłosiernie padać na granicy, że schroniliśmy się w jakimś przydrożnym, czeskim barze (po stronie POlski obowiązywała płatność tylko gotówką i kundle miały większe prawa niż ludzie). Złą pogodę udało się przeczekać ale dreszcze i gorączka nasilały się z każdą minutą. Marian w takim stanie osiągnął 1260m n.p.m.
Chwała Bohaterom!!! 😉 Pragnę tu nadmienić, że po deszczu zrobiło się tak zimno, że i ja miałem dreszcze – oddałem mu ostatnią długą katanę żeby nie zmarzł… Dosłownie 3,5km przed końcem wycofaliśmy się z ataku szczytowego. Mi podjazdy wchodziły jak przysłowiowy nóż w masło ale kumpel umierał na każdym podejściu. Zarządziliśmy taktyczny odwrót – jak to się mówi do trzech razy sztuka!!! Po godzinie byliśmy już w inkubatorze rozprzestrzeniając tylko zarazki… Chcąc poratować Przyjaciela zamówiłem saunę na 21:00. Niestety była zmiana na recepcji i pani kompletnie wyleciało z głowy, że ma ją włączyć. Trzeba było widzieć nasze miny jak wchodzimy do sauny rozgrzanej do 23 stopni 😛 😛 Biedny Marian nie mógł dogrzać się w takiej temperaturze… Po szybkiej interwencji i przyswojeniu %% wróciliśmy do saunowania na 22:00.
Niedziela rano to przede wszystkim wybory. Jako prawdziwi PAtrioci ruszyliśmy więc dzielnie do swojego zastępczego okręgu wyborczego i oddaliśmy swój głos na odpowiednią partię. Każdy z nas ma inne poglądy ale co do pedałowania zgadzamy się w 100% 🙂 🙂 Niestety z godziny na godzinę mój kompan czuł się coraz gorzej… Tylko cud mógł uratować drugi dzień wyjazdu… Na domiar złego wiał tak przeraźliwie zimny wiatr, że cud uleciał z nim w przestworza… Korzystając z okazji, że byliśmy blisko przesieki, postanowiłem pojechać tam na dwóch kółkach i zamorsować.
W końcu to już najwyższy czas na morsy 🙂 Marian nawet nie wychodził z auta. Postanowiłem nie tracić czasu na przebierkę i wpakowałem się w ciuchach do wodospadu. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do auta abyśmy mogli ruszyć w kierunku domu. Tak też się stało i o godzinie 15.00 kierowaliśmy się już w stronę Centrum. Wyjazd, mimo licznych przeciwności, okazał się historycznym. To był ostatni (mam nadzieję) raz kiedy pojechałem w góry na HT – nie na FULL-u 😛