Dzień 1
Stacjonujemy w Izbach w gospodarstwie Regiecówka! Swojski klimat jak u babci na wsi – krowy, ciepłe mleko, sery, grzyby, rowery zaparkowane w stodole – to co mieszczuchy takie jak my kochają najbardziej!! Celem wyrypy dnia pierwszego jest Magura Małastowska a konkretnie szlak zielony biegnący jej grzbietem. Przekazy głoszą że jest tam fajna ścieżka która na długości ponad 10km opada w dół – coś w sam raz dla nas. Wyjeżdżamy z Izb czerwonym szlakiem i przebijamy się do Ropek wywalcowaną leśną szutrówą – więcej podjazdu niż zjazdu niestety – porządnie rozgrzani żółtym szlakiem wpadamy do Ropek i nie zdążywszy nacieszyć się pięknem tej wsi dolatujemy do asfaltu w Hańczowej.
Dalej asfaltem lecimy do Skwirtnego, potem Kwiatoń i Smerekowiec w którym nie mogliśmy znaleźć zielonego szlaku. Skubany przecinał asfalt i tuż przy ogrodzeniu jakiegoś domostwa wspinał się na łąkę, której według wskazówek napotkanego wieśniaka nawet traktory nie pokonują! Zachęceni tymi słowami pakujemy się tam czym prędzej. Przełożenie 1×1 na mokrej trawie i nie ma na nas mocnych, powoli wspinamy się w górę. Wjeżdżamy w las w którym wysokie trawy wkręcają się niemal wszędzie. Po drodze zaliczamy pierwsze jeżynobranie. W tym momencie należy wspomnieć że jak zwykle w takich chwilach emocje wzięły górę i pakując się rano zapomnieliśmy zabrać ze sobą gotówkę – nic, null ani zeta w kieszonce, tylko jedna kanapka ze śniadania i baton!! Perspektywa 80km na tym prowiancie powoli przestawała nas śmieszyć.
Na szczęście jeżyny w tym rejonie były bardzo dorodne i słodkie. Posileni darami lasu wyjeżdżamy na polane gdzie odnajdujemy żółty szlak, bardzo zresztą widokowy – kilka fotek i asfaltem w dół dojeżdżamy do przełęczy Małastowskiej. dzien 1 Odwiedzamy cmentarz nr 60 i niebieskim szlakiem(dość konkretny podjazd) podjeżdżamy do schroniska na Magurze Małastowkiej. A tu zaskoczenie, ponieważ nigdy wcześniej nie odwiedzaliśmy schronisk w Beskidzie Niskim, zero turystów, zero jakiegokolwiek poruszenia, tylko trzej kolesie niemrawo przed budynkiem ciągną żubra, znaczy się piwo! Słychać tylko cześć – cześć – widać że na herbatę raczej nie ma co liczyć, wyciągamy nasze jedyne kochane kanapki i przepijamy je wodą z bukłaka! Kilka fotek tego uroczego miejsca i zasuwamy dalej bo przed nami wspomniana na początku super ścieżka zielonym szlakiem. Szybko osiągając szczyt Magury zaczynamy zjazd który cały czas prowadzi przez las. Opisy tego odcinka jako zjazdu DH są mocno przesadzone, jest to po prostu super ścieżka która opada raz mocniej raz słabiej w dół, spora ilość powalonych pniaków, gałęzi i kolein oraz fakt że poprzednią noc lał deszcz bardzo uatrakcyjniły nam ten ponad 10km przejazd! dzien 1 Polecam wszystkim którzy lubią szybko śmigać w dół i przy okazji trochę się pochlapać błotem!
Na przełęczy Żdżar zmieniamy kierunek i cholernie szybkim i wąskim asflatem z prędkościami grubo powyżej 60km/h(na ostrym łuku niestety wylatujemy z drogi i o mały włos nie spadamy dosłownie w przepaść kosząc po drodze 2metrowe chaszcze) zlatujemy do głównej drogi na Bielankę. Uwaga na zamknięty szlaban na końcu zjazdu, kolega Maślana o mało w niego nie wyrżnął!!! Chwila odpoczynku na asfaltowym odcinku, podziwiamy widoki i pedałujemy w kierunku Nowicy przez Leszczyny. Odcinek ten choć asfaltowy jest bardzo widokowy nie daje nam zbyt długo odpocząć – wspinamy się coraz wyżej. Za Leszczynami czeka nas sporo błota i bodajże 7 przejazdów przez rzekę Przysłup. Mijamy Nowicę i wspinamy się asfaltem na punkt widokowy. Powoli się ściemnia, do Izb zostało ok .30km, jedzonko dawno się już skończyło, energii zaczyna brakować, morale spada – padają pierwsze niecenzuralne słowa!Czemu nie wzięliśmy cholernej kasy ze sobą??Czemu ta pętla jest tak długa?? dzien 1 Zjazd przez Oderne do Uścia Gorlickiego przywraca chęć pedałowania, składamy się w zakrętach niczym dawcy nerek pędząc 65-70km/h w dół serpentynami!! Już po płaskim mijamy Kwiatoń i zapalamy jedyną naszą tylną lampkę – jest w okolicach godz.19.
Kolejny piekielny podjazd żółtym do Hańczowej. W końcu skręcamy na szuter do Ropek. Jest ciemno, widać jedynie zarys drogi, nie wiadomo czy jedziemy po błocie, kałuży czy piachu. Wszystko nam jedno byle już się znaleźć w tych cholernych Izbach pod prysznicem. Z Ropek niestety DAJEMY Z BUTA żółtym w górę, totalna ciemnica, widoczność pół metra, słychać tylko uderzenia bloków o kamienie. Resztkami sił docieramy do czerwonego szlaku, który poprowadzony nową szeroką szutrówką sprowadzi nas do Izb. Szuter jest nam dobrze znany z porannej wspinaczki, i całe szczęście bo jedziemy po omacku, dobrze że jest szeroko i gładko bo nie widać nawet przedniego koła! Zaczyna padać. Podjazd kończymy w strugach deszczu, jeszcze tylko 3 km zjazdu – leje jak złoto!!!3 km zajebistego zjazdu pokonujemy na hamplach żeby nie wyrżnąć w drzewo albo nie wpaść do rowu. Jeszcze kilka pchnięć korbą asfaltem i już widać Regiecówkę – godzina 21.10 – leje!!! Podsumowanie : 83 km na kanapce batonie i bukłaku wody, prawie 7 godz. w siodle a na koniec dnia błoto w zębach i szuter w spodenkach – mieliśmy serdecznie dosyć!
Dzień 2
8.30 rano czyli śniadanko. Człowiek w stresie i zmęczeniu różne głupoty wygaduje – to odnośnie naszych deklaracji sprzed 12 godz. że mamy dość bika!!!Pada i nie zanosi się że przestanie – co tu robić?I wtedy przypomnieliśmy sobie o istnieniu kochanych żon i ich obecności u naszego boku. Szybka decyzja – pakujemy się do łady i walimy do Krynicy – cel Jaworzyna Krynicka oczywiście kolejką gondolową. Na górze zaliczamy rybkę w restauracji,(nawet przetarło się i wyszło słońce), potem do centrum na deptak krynicki, pijalnia wód, kawiarnia itp. Itd. Po powrocie do Izb spacer do doliny Bielicznej, po drodze mijamy Janka Rokitę(o dziwo nie tylko my kochamy takie zadupia) i wracamy na kolację. O godz. 22 urodziła się koncepcja grilla, niestety przy 8stopniach na zewnątrz kiełbasa nie chciała się dopiec.
Dzień 3
8.30 rano śniadanko, świeci piękne słońce choć zawiewa chłodny wiaterek! Naszym celem jest Czertyżne, przełęcz Lipka i przełęcz Hutniańska. Krótka ale jakże piękna trasa w tej części Beskidu Niskiego – ruszamy, mamy niecałe 3 godziny na jej pokonanie. Z Izb wylatujemy asfaltem i odnajdujemy niezbyt dobrze widoczną dróżkę, która przez rzekę prowadzi do nieistniejącej wsi Czertyżne. Pamiątkowa fotka przy cmentarzu i wspinamy się delikatnie na przełęcz Lipka. Cudowna okolica, świetna dróżka, piękne widoki – jest bosko. Po wczorajszym odpoczynku cieszy nas dosłownie wszystko. Mamy siłę napawać się pięknem tego miejsca.
Docieramy do siodła przełęczy – według mnie najpiękniejsze widoki jakie podziwiałem dotąd w Beskidzie Niskim – w oddali widać przełęcz Hutniańską na której będziemy za ok. godzine. Jest cudownie, chciałoby się tu zostać, zamieszkać?! Czas nas goni – niestety – ruszamy w dół naprawdę szybką kamienistą ścieżką. Za duże ciśnienie w mojej tylnej oponie powoduje że ledwo się utrzymuje na dróżce a na dole tuż przed skrzyżowaniem szlaków wpadam w metrowe koleiny i ledwo nie kończę zjazdu dachowaniem. Zajebisty odcinek!!! Pod pensjonatem Kudak krótki przystanek, redukuje ciśnienie w tylnym kole(lepiej późno niż wcale) i już komfortowo pedałuję niebieskim szlakiem. Szeroką szutrówką zaczynamy się wspinać, zaliczając po drodze przystanek na domowe ciasto(pyszny sernikowiec u przeuroczej babci) i podziwiając Swystowy Sad. Podmokła łąka wyprowadza nas na przełęcz Hutniańską, kolejne cudowne miejsce. Jest tak pięknie że aż nie chce się jechać dalej, w oddali widać przełęcz Lipka z której zjeżdzaliśmy.
I gnamy dalej niebieskim w dół przez Hutę Wysowską niestety już asfaltem w expresowym tempie dolatujemy do Wysowej. I tu kończą się główne atrakcje naszej wycieczki, pozostaje wrócić do Izb na czas,a to za sprawą domowego ciasta i herbatki nie było łatwe. Mieliśmy opóźnienie. Migiem lecimy asfaltem do Hańczowej i odbijamy do Ropek, a stąd już znaną drogą żółtym na czerwony szuter i ostatni zjazd w tym roku na którym kolega Maślana zamyka na szutrze licznik prawie na 70km/h. Bosko tylko szkoda że tak krótko!!! ALE JUŻ W MAJU ZNÓW TU WRÓCIMY ! ! ! ! ! ! Podsumowanie: 29 km, fuul wypas bufet, 2 godz. w siodle, tego dnia niestety mocno niestyrani…